czwartek, 16 marca 2017

Prolog

           W komnacie panowała ciemność. Tylko na środku jeszcze tliło się białe światełko. Było tak już od wielu miesięcy i nic nie można było zrobić. Ono wygasało, a wraz z nim kończyło się życie w magicznej krainie. Już niewielu pozostało, by bronić światełka. Nawet w obecnym stanie jego moc była ogromna i wielu chciało ją na własność. 
           Zakon mnichów opiekował się tą mocą, jednak tylko Mistrz Zakonu mógł przebywać w Komnacie Stróżów. Jednak zaraz jego zastępca miał złamać tę największą zasadę i przypieczętować swój los...
   - Chodź! Szybko! - wyszeptał Hordlion Shinepil, idąc ciemnym, nieoświetlonym korytarzem - Masz klucze?
   - Tak, bardzo trudno było je wykraść Mistrzowi Dilhamowi. Jestem ciekaw, ile mi za nie zapłacisz? - zapytał Kolacobs Halkilor - Wiesz, ile lat pracowałem na takie zaufanie Mistrza? Powiem ci. Całe dwadzieścia!!
   - Cicho! Nie drzyj się tak! - skarcił go Hordlion - Poza tym, mówiłeś, że masz zamiar odejść z zakonu, - uśmiechnął się - więc dzięki mnie odejdziesz w wielkim stylu.
   - Tak... Jak zdrajca i kłamca! 
   - Dobra. Koniec. Już jesteśmy!
Na końcu korytarza były ogromne, masywne drzwi. Ozdoby wyrzeźbione na nich przedstawiały poprzednich mistrzów podczas ich heroicznych wyczynów. Hordlion patrzył się na nie przez chwilę, myślał: Ha, niewiele brakuje... Mój ojciec jest już stary, niedługo umrze. Kiedy to się stanie, ja będę musiał zająć jego miejsce. Będzie mi go brakować na wygnaniu... - otworzył oczy - Czekaj, mogę się jeszcze wycofać! Wystarczy, że zabiorę Kolacobsowi klucze! Może się udać! Najpierw muszę...
   - Hej! Hordi! - trzepnął Hodliona w głowę.
   - Co!! Czego to zrobiłeś?! 
   - Zobacz, otworzyłem drzwi. Dlaczego nie wchodzisz? - zapytał się Kolacobs.
   - Wiesz co? Kola, wejdź pierwszy. - Kola popatrzył się na niego dziwnie, jednak po chwili się uśmiechnął.
   - Dzięki. - zrobił pierwszy krok w stronę drzwi i kolejny. Im krótszy był dystans dzielący go od wejścia, tym większy był jego uśmiech.
   - Nie! - nagle Hordi zastąpił mu drogę - Nie możesz wejść, nie pozwolę ci!
   - Nic mi nie zrobisz. Może i masz moc następcy mistrza, ale ja mam moc mojego pana! - Machnął ręką i wielka fala powietrza porwała Hordliona z powrotem na drugi koniec korytarza, uderzając nim o ścianę. Upadł i powoli tracił przytomność. Oczy się mu zamykały, ale jeszcze zdążył zobaczyć, jak Kolacobs wchodzi do komnaty i zamyka światełko w jakimś pudełku. Mimo, że jeszcze nie zasnął, widział tylko ciemność. Widział, jak ogarnia ona wszystko wokół...
           W komnacie panowała ciemność. Nie było już światełka. Nie było już życia w krainie. Jeszcze dało się czuć wielką moc światełka, mimo że go już nie było... Jednak wraz z świtem rodzi się nowa nadzieja.